Piotr Myszka: Narodziny dzieci zawsze zapowiadały przełom w mojej karierze sportowej [ROZMOWA]

Rafał Rusiecki
Przemyslaw Swiderski
Gdańszczanin Piotr Myszka nie chce rozpamiętywać potknięcia w Rio de Janeiro. Na razie najważniejsze są narodziny trzeciego dziecka.

Każdy ma swoje Rio?
(śmiech) Ale w jakim sensie?

Taki moment, w którym czuje się mocny, ale mu się nie udało osiągnąć celu.
Tak czasami bywa. Mimo, że się bardzo chce, to nie zawsze wychodzi. Taki jest sport, takie jest żeglarstwo. Dodatkowo komplikuje się sytuacja, bo wszystko zależne jest od czynników zewnętrznych.

Jeszcze gdzieś tam w głowie układasz sobie wyścig medalowy, który pozbawił Cię medalu w Rio? Zastanawiasz się, co byś zrobił inaczej?
Parę razy gdzieś tam w nocy mi się to przyśniło. Nie da się ukryć. To nie jest jednak tak, że chciałbym coś poprawić w tym wyścigu. Teraz nie ma to sensu. W danym czasie był moment na inne rozwiązania, na które się nie zdecydowałem. Myślę, że zaplanowałem ten wyścig i tak bardzo dobrze, a wszystko się rozegrało tak jakby żeglarsko, wiatr w pewnym momencie zniknął. Mam wewnętrzny spokój po tym wyścigu, że akurat w nim zrobiłem, co mogłem. Mimo to traktuję oczywiście ten wyścig jako porażkę. Wiadomo, że to on wpłynął na to, że nie mam medalu. Spadłem w klasyfikacji o jedno miejsce i wszystko się zmieniło. Zabrakło trochę szczęścia.

Gdybyś miał 15 lat mniej, to pewnie czwarte miejsce na igrzyskach by Cię uskrzydliło?
Oczywiście. Zawsze jest tak, że jak się wygrzebujesz, przebijasz do przodu, a jest początek twojej kariery, to wiadomo, że smakuje to inaczej. W moim przypadku, jako podwójny mistrz świata, jechałem na igrzyska tylko i wyłącznie z myślą o medalu. O ten medal walczyłem. Starałem się zrealizować to, co sobie założyłem. Czwarte miejsce, ogólnie patrząc, to super wynik. Nie ma jednak co ukrywać, że z mojej strony jest to niedosyt, porażka. Nie udało się. Widocznie tak musi być.

Cztery lata wcześniej Przemek Miarczyński zdobył brąz olimpijski dzięki udanemu wyścigowi medalowemu. Teraz Ty spadłeś w klasyfikacji przez ten finalny rejs. Może to jest tak, że suma szczęścia równa się zero?
Możliwe. Może tak jest w naturze, że to czasami musi się wyrównać. Ale raczej tak bym tego nie uzależniał. To, co wydarzyło się w Rio, doświadczenie, które zdobyłem w czterech latach przygotowań, te 16 lat ścigania się jako senior - mam nadzieję, że to zaprocentuje w kolejnych latach i będę mógł powalczyć w Tokio o medal. Czuję się nadal bardzo mocny. Mam dobre wyniki, które dodają mi pewności siebie. Czuję, że za te cztery lata medale są w zasięgu, nie tylko ten brązowy, ale i lepsze.

Czyli plan na Tokio już jest? Jeszcze w Rio tłumaczyłeś, że musisz to przedyskutować w rodzinnym gronie.
Był czas ochłonięcia. Nie da się ukryć, że tydzień po powrocie nie ruszałem tego tematu w żaden sposób. Ale on gdzieś tam krążył w domu, między mną a żoną. Tak więc usiedliśmy pewnego wieczoru i podjęliśmy wspólną decyzję, że byłoby szkoda zostawić żeglarstwo, rzucić to wszystko i zacząć robić coś innego. To są aż cztery lata lub tylko cztery lata, jeżeli chodzi o nasze życie. Jesteśmy w stanie to jeszcze pociągnąć. Nie chciałbym żałować za kilkanaście lat, że nie spróbowałem. Jeżeli jestem na topie i jeżeli mogę zrobić porządną robotę, to trzeba to zrobić. Jakoś damy radę.

Łatwiej na pewno nie będzie, bo rodzina Ci się powiększa...
Tak, łatwiej nie będzie. Zawsze dzieciaki w mojej karierze sportowej, to były kolejne przełomy. Po narodzinach Antosia zostałem pierwszy raz mistrzem świata. Po narodzinach Neli zdobyłem w końcu kwalifikację do igrzysk i kolejny tytuł mistrza świata. W moim przypadku dzieciaki dają mi tylko i wyłącznie ekstra powera, motywację, żeby jeszcze lepiej to wykorzystać. Dają mi pewność życiową. Mam świadomość, że te wszystkie regaty są ważne, ale to tylko część mojego życia. Najważniejsze jest życie rodzinne. Rodzina dodaje mi skrzydeł.

Jest syn Antoni, jest córka Nel. Na kogo teraz z żoną czekacie?
Czekamy na Idę. Zostało kilka dni do porodu.

W końcu jesteś na miejscu, w domu. Możesz pomóc...
Wróciłem do domu i zająłem się nim, dzieciakami. Odprowadzam rano, odbieram z przedszkola. Wróciłem z igrzysk, rzuciłem wszystko i fajnie. Przynajmniej mam inne zajęcia, nie siedzę i nie myślę. Nie rozdrapuję ran. Życie toczy się dalej i trzeba patrzeć w przyszłość. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się poukłada. Dzieciaki są zdrowe i to jest najważniejsze.

Dużo będzie tego czasu na poświęcenie się rodzinnym obowiązkom?
To jeden z takich momentów, kiedy mogę sobie zrobić roztrenowanie. Staram się to teraz robić, przynajmniej do końca roku. Wiadomo, że muszę spędzać czas aktywnie. Nie mogę tak całkowicie rzucić sportu. Staram się dużo biegać, jeżdżę na rowerze. Pływam na razie troszeczkę mniej. Chcę nabrać takiego głodu do żeglarstwa, zbudować motywację na kolejne cztery lata.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Piotr Myszka: Narodziny dzieci zawsze zapowiadały przełom w mojej karierze sportowej [ROZMOWA] - Dziennik Bałtycki

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24