Wielkie chwile Wisły Kraków. To była majówka w atmosferze wiślackiego święta. Ale dziś mecz z Zagłębiem i trzeba zejść na ziemię

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Wojciech Matusik
To był tydzień, o którym kibice Wisły Kraków, którzy w nim mieli okazję uczestniczyć, będą opowiadali swoim dzieciom i wnukom. Kumulacja emocji, wreszcie po wielu latach pozytywnych dla „Białej Gwiazdy”, sięgnęła zenitu. Wisła zdobyła piąty Puchar Polski w dramatycznych okolicznościach. Po dogrywce na Stadionie Narodowym pokonała Pogoń Szczecin 2:1. A później? Później zaczęła się feta, która będzie wspominana latami.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

Już gdy Wisła awansowała do finału Pucharu Polski, wiadomo było, że będzie to dla niej i całej społeczności wokół klubu wyjątkowe wydarzenie. Nawet jednak chyba najwięksi optymiści nie przypuszczali, że życie napisze tak nieprawdopodobny scenariusz, znaczony zwrotami akcji i zakończy się to tak szczęśliwie. A wszystko w otoczce kapitalnego piłkarskiego święta, jakim był mecz na Stadionie Narodowym.

Kibice nie tylko Wisły, ale też Pogoni Szczecin stworzyli w Warszawie niesamowitą atmosferę. Coś, co powinno być wzorem dla wszystkich. Okazało się bowiem, że nie trzeba żadnych specjalnych zgód, żeby można było przyjechać na mecz swojej drużyny, chodzić tymi samymi drogami, co rywale, a nawet na niektórych sektorach zasiadać ramię w ramię i pięknie kibicować swoim zespołom. Obie strony przygotowały świetne oprawy, obie strony dopingowały w doskonały sposób, ale chyba właśnie ten wzajemny szacunek to jest największa wartość, jaka płynęła z tego spotkania. Jeden z kibiców Wisły o nicku TeJot 88 opisywał na portalu X, jak siedząc z dziećmi obok rodziny ze Szczecina, najpierw kibice Pogoni pocieszali jego dzieci, gdy Wisła przegrywała, a później on to samo robił w drugą stronę z małymi szczecinianami. Jego wpis świetnie oddaje to, jak ten mecz wyglądał. Pozwolimy sobie zacytować: Dziękuję kibicom Pogoni Szczecin za kapitalną atmosferę, za to że szliśmy razem od metra, siedzieliśmy razem na stadionie i dało się w pełnej kulturze. Że najpierw Wy pocieszaliście moje dzieci, a potem my Wasze. Brawo. W końcu normalnie.

Tak powinien wyglądać futbol, który powinien łączyć, a nie dzielić. I nie oznacza to wcale, że ma się to wiązać z rezygnacją z pomagania z całych sił swojej drużynie. Bo obie strony zdały ten egzamin na piątkę z plusem.

Oczywiście pomogła w tym wszystkim dramaturgia spotkania. Z krakowskiej perspektywy gol w dziewiątej minucie doliczonego czasu gry, jakiego strzelił Eneko Satrustegui, był niczym potężny zastrzyk adrenaliny w momencie gdy wiara na to, że Wisła ten Puchar Polski podniesie zaledwie się już tylko tliła. A ten gol zgasił z kolei „Portowców”. Bo dostali taki strzał, że nie byli już w stanie wstać z kolan do samego końca, a rozkojarzenie przyniosło jeszcze błąd, po którym Angel Rodado strzelił zwycięskiego gola dla „Białej Gwiazdy” wprawiając tym samym w jeszcze większą euforię czerwone trybuny, a uciszając bordowe.

A po końcowym gwizdku rozpoczęła się feta, jakiej Wisła nie widziała od trzynastu lat, czyli ostatniego tytułu mistrza Polski. Najpierw na Stadionie Narodowym, później w wiślackiej szatni. Również droga do Krakowa była bardzo wesoła, a krakowscy piłkarze opanowali m.in. jedną ze stacji benzynowych, na której śpiewali, że Puchar jest ich…

Piątek przyniósł już fetę w Rynku Głównym. Według szacunków policji stawiło się na nim około 25 tysięcy kibiców Wisły. Były śpiewy, odpalone race, jedna wielka euforia, spragnionych sukcesu swojej drużyny kibiców, którzy od wielu lat więcej przeżyli porażek, momentami wręcz upokorzeń niż miłych chwil. Dlatego ten Puchar Polski tyle dla nich znaczy. Dlatego tak bardzo go celebrują. Większość piłkarzy Wisły też najprawdopodobniej już takiego sukcesu w życiu nie przeżyje. I widać, ile dla nich znaczy, choćby po tym, co wrzucają w media społecznościowe.

To również zwycięstwo prezesa Jarosława Królewskiego. To człowiek, który często budzi skrajne emocje, ale teraz w jakimś stopniu dzięki swoim piłkarzom może czuć się tak, jakby utarł nosa swoim oponentom. Sam musi natomiast stanąć na wysokości zadania i tak wszystko zorganizować, żeby Wisła dostała licencję na europejskie puchary. Awans do eliminacji Ligi Europy stał się faktem. Brak w nich gry ze względów finansowych byłby natomiast wielką klapą… Królewski już jednak zapewnił, że stanie na głowie, żeby licencję Wisła dostała.

No, ale teraz trzeba szybko zejść na ziemię. W poniedziałek o godz. 18 Wisła Kraków zagra w Sosnowcu z Zagłębiem. A prawda jest taka, że ten Puchar Polski będzie smakował po sezonie w pełni jeśli krakowianie dorzucą awans do ekstraklasy. Trener Albert Rude nie ma najmniejszych wątpliwości, że mecz w Sosnowcu będzie dla jego drużyny wyzwaniem przede wszystkim pod względem mentalnym. Na nieco ponad 24 godziny przed pierwszym gwizdkiem meczu z Zagłębiem Hiszpan powiedział jasno: - Tak, po finale następny mecz jest wyzwaniem. Musimy pamiętać, co wydarzyło się w poprzednim sezonie. Trzeba mieć w głowach to, że jeśli nie jesteś skoncentrowany na sto procent, to nie sprostasz wyzwaniu.

Czy wiślacy sprostają? Odpowiedź na to pytanie poznamy w poniedziałek krótko przed godziną 20.

Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Świątek w finale turnieju w Rzymie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24