Marcin Torz i sprawa Śląska Wrocław. Próba politycznej korupcji we Wrocławiu została obnażona

Piotr Janas
Piotr Janas
Marcin Torz (z lewej), Jacek Sutryk (w środku) i Patryk Załęczny
Marcin Torz (z lewej), Jacek Sutryk (w środku) i Patryk Załęczny
Marcin Torz nie będzie wiceprezesem piłkarskiego Śląska Wrocław. Dziennikarz „Super Expressu” miał zostać powołany na to stanowisko w piątek (15 września), ale miasto ugięło się pod presją mediów i nieprzychylnych komentarzy. Udało nam się dowiedzieć, że w związku z tym… zaoferowało mu inną pracę w miejskiej spółce, za równie duże pieniądze. Torz odmówił i postanowił ujawnić, co mu oferowano. Nam także udało się ustalić kilka istotnych faktów dotyczących tej sprawy.

Wrocław jest chyba jedynym miastem w Polsce, w którym temat zwolnienia selekcjonera Fernadno Santosa i typowanie jego następcy nie jest najgorętszym piłkarskim tematem. Wszystko za sprawą budzących obrzydzenie działań lokalnych polityków, którzy tuż przed wyborami parlamentarnymi, a przede wszystkim planowanymi na wiosnę przyszłego roku wyborami samorządowymi, chcieli - nazywając rzeczy po imieniu - kupić dziennikarza, który ujawnił najwięcej afer związanych z urzędującym prezydentem Wrocławia Jackiem Sutrykiem.

Przypomnijmy: na początku tygodnia gruchnęła wiadomość, jakoby były dziennikarz „Gazety Wrocławskiej”, związany od 2015 roku z „Super Expressem” Marcin Torz miał zostać wiceprezesem piłkarskiego Śląska Wrocław. To oburzyło opinię publiczną i kibiców. Torzowi zarzucano brak doświadczenia i kompetencji predestynujących do pracy na tak wysokim stanowisku.

Nie pierwszy raz okazało się, że medialna presja ma sens. Nowy prezes Śląska Wrocław Patryk Załęczny w środę po południu poinformował, że z klubem rozstają się dwaj wzbudzający kontrowersje pracownicy: zastępca dyrektora ds. Promocji i Komunikacji (Michał Sałkowski) oraz operator kamery (Adam Skrzak), kojarzony kibicowsko z Widzewem Łódź.

Prawdziwa bomba wybuchła dopiero w późnych godzinach wieczornych. Wywoływany do tablicy od poniedziałku Marcin Torz wrzucił na Twittera informację, jakoby wdał się w pewną intrygę z władzami miasta, które - zgodnie z naszymi przewidywaniami - chciały go po prostu przeciągnąć na swoją stronę. Finalnie dziennikarz miał odmówić i postanowił opublikować screnny wiadomości wymienianych z jednym z działaczy. Z jego wpisu i obrazków wynika, że najpierw zaoferowano mu 15 tys. zł netto miesięcznie, a kiedy odmówił, dostał kolejną ofertę, opiewającą na 34 tys. zł brutto.

Wybuchła ogromna afera i rozdzwoniły się telefony. Wedle naszych informacji chronologia zdarzeń wyglądała następująco: na początku sierpnia bieżącego roku red. Torz dostaje pierwszą ofertę. Odmawia, więc pojawia się następna. Podejmuje rozmowy, odbywają się spotkania, w końcu strony osiągają porozumienie, które finalnie ma gwarantować rezygnującemu w tych okolicznościach z zawodu dziennikarzowi wspomniane 34 tys. zł.

Do mediów wycieka informacja, jakby Torz miał zostać wiceprezesem. Rozpoczyna się medialny lincz, wytykanie nieprzychylnych wpisów dziennikarza pod adresem klubu, jego władz i przede wszystkim ludzi zatrudnianych tam z politycznego nadania. Nieustannie dostawało się też samym urzędnikom, na czele z prezydentem.

W poniedziałek odbyło się walne zgromadzenie, na którym uchwalono wzrost maksymalnej płacy dla członków zarządu. Do tej pory nie mogło to być więcej niż 24 tys. zł brutto. Wedle naszej wiedzy tyle właśnie zarabiał poprzedni prezes Piotr Waśniewski. Podkreślamy - prezes! Czyli nowy wiceprezes miały obecnie zarabiać o 10 tys. zł więcej. Co więcej, na piątkowym posiedzeniu miały także zostać zmienione wymogi wobec członków zarządu, ponieważ Torz ich nie spełniał.

Fala niezadowolenia w mediach oraz w sieci, a w szczególności na Twitterze, jest tak duża, że ludzie z miasta w końcu się uginają. W środę odbywa się spotkanie, na którym informują żurnalistę „Super Expressu”, że przez wzgląd na ogromny hejt chcą się wycofać. Wiedzą, że prawdopodobnie strzelają sobie w kolano, dlatego automatycznie oferują Torzowi… funkcję doradcy w innej miejskiej spółce, a konkretnie we Wrocławskim Parku Technologicznym, za równie wysokie wynagrodzenie. Już wcześniej w rozmowach między stronami padały argumenty typu: „Mamy po swojej stronie już 11 dziennikarzy. Nie będziesz pierwszy”.

Torz miałby pełnić tę funkcję doradcy w WPT przez jakiś czas, zdobyć niezbędne wykształcenie i dopiero potem zostać powołany na wiceprezesa zarządu spółki WKS Śląsk Wrocław S.A. Wedle naszych ustaleń to właśnie wtedy doszło do rozłamu. Czara goryczy się przelała, a sam dziennikarz nie chcąc dłużej dawać wodzić się za nos, odrzucił możliwość zarabiania tak dużych pieniędzy. Zmienił narrację, zaczął mówić o własnym śledztwie dziennikarskim, które miało na celu pokazać prawdziwe intencje władz Wrocławia i ujawnić próbę politycznej korupcji.

Co więcej - na etapie negocjacji Torzowi zaoferowano zabezpieczenie w postaci płatnego w wysokości 100 proc. pensji półrocznego zakazu konkurencji. Co to oznacza? Że po ewentualnym rozstaniu przez 6 miesięcy dostawałby rzeczone 34 tys. zł. Umowa gwarantowała mu także dobrej klasy służbowy samochód oraz coroczną premię w wysokości około 30 proc. rocznych zarobków. Jego kadencja - tak jak całego obecnego zarządu - miałaby potrwać do 2026 roku.

W tej historii ciekawa jest także rola samego prezesa. Przyciskany pytaniami do muru przez kibiców Patryk Załęczny w końcu przyznał, że to on był pomysłodawcą zatrudnienia Marcina Torza w roli wiceprezesa i przekonywał, że do niego należeć będzie finalna decyzja. Wedle naszego źródła nie jest to prawda. Załęczny miał go tylko przekonać, ale nie on wymyślił jego kandydaturę. Będąc lojalnym wobec swoich pracodawców, nie mógł powiedzieć inaczej. Dziś wydał w tej sprawie specjalne oświadczenie, w którym dał do zrozumienia, że opublikowane przez Torza skriny pochodzą z korespondencji właśnie z nim.

Załęczny w powyższym wpisie podkreśla: nie chodziło o korumpowanie dziennikarza. Fakty są takie, że Torza do klubu, którego jest kibicem, chcieli wsadzić ludzie prezydenta Sutryka, by zamknąć niewygodnemu dziennikarzowi usta. Byli przekonani, że po fali hejtu zdołają go przekonać dużymi - publicznymi - pieniędzmi i że te same pieniądze skłonią go do objęcia mniej ważnego stanowiska w innej spółce. Tym samym zostałby po ich stronie przed nadchodzącymi wyborami, ale srodze się zawiedli.

Nasze źródło twierdzi, że ta niemoralna propozycja (objęcia pracy w innej spółce), padła z ust dyrektora departamentu prezydenta Wrocławia – Damiana Żołędziewskiego. Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z książkowym przykładem politycznej korupcji. Żołędziewski na razie nie odbiera od nas telefonów. Czekamy, by poznać jego stanowisko w tej sprawie.

Co ciekawe, prezes WPT Maciej Potocki twierdzi, że nic o pomyśle zatrudnienia Torza w zarządzanej przez niego spółce nie wie.

– Oferta pracy dla Marcina Torza w WPT? Pierwsze słyszę, od pana się dowiaduję. Ja żadnej propozycji mu nie składałem – powiedział nam Potocki.

Sam Marcin Torz na razie nie chciał komentować wydarzeń z ostatnich dni. Przekazał nam jedynie, że zamierza sam ujawnić kolejne fakty w tej sprawie i przedstawić własny punkt widzenia.

Ryszard Pietraszewski, trener juniorów Śląska Wrocław U19

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24