Tomasz Lorek: "Patryk Dudek może sprawić sporą niespodziankę"

Redakcja
Tomasz Lorek jest jednym z najbardziej cenionych ekspertów żużlowych w naszym kraju
Tomasz Lorek jest jednym z najbardziej cenionych ekspertów żużlowych w naszym kraju Materiały dziennikarza
Ekspert żużlowy, dziennikarz Polsatu Sport, a także spiker podczas sobotniego Grand Prix na PGE Narodowym w Warszawie Tomasz Lorek dzieli się z nami swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi sobotnich zawodów

Jak wspominasz zeszłoroczne Grand Prix na PGE Narodowym?

- Żużel doczekał się właściwej atencji. Uważamy, że jest to najpiękniejszy sport. Jesteśmy w nim zakochani aż do grobowej deski. Brytyjski zawodnik Chris Harris powiedział, że największą frajdą po różnych turbulencjach w trakcie kariery, było dla niego to, że Lewis Hamilton publicznie stwierdził na jego temat: „Fascynuje mnie jazda tego żużlowca, szczególnie podczas GP na Millenium Stadium w Cardiff 2007. To była akcja stulecia”. Hamilton nie był jeszcze wtedy trzykrotnym mistrzem świata w F1, ale Lewis to osoba o ogromnym zasięgu rozpoznawalności. Słowa takiego człowieka to gigantyczny promocyjny bonus dla speedwaya. Speedway to nadal sport kameralny, trochę zaniedbany pod kątem wizerunki medialnego. Natomiast rok temu, właśnie na PGE Narodowym pojawiła się wybitna postać światowego tenisa Agnieszka Radwańska, jej chłopak Dawid Celt, czy chociażby półfinalista Wimbledonu’2013 Jerzy Janowicz. Jeżeli Aga zaszczyca swoją obecnością GP, to z punktu widzenia telewizji i odbiorcy informacji mało istotne jest to, czy wygra Zmarzlik, Woffinden, Janowski, a może Holder. Ważne jest to, kto przychodzi na widowisko. Moim marzeniem jest, aby do Warszawy, na jedną z rund GP przyleciał jeszcze Walijczyk Colin Jackson. Były mistrz świata i Europy w biegu przez płotki na 110 m jest wybitną postacią i wielkim fanem żużla. Myślę, że dodałby kolorytu i pokazał, że skoro tutaj przyjeżdża, to nasze GP staje się równie ważne w kalendarzu jak zawody w Cardiff.

Byłeś na wielu żużlowych arenach. Czy obiekt w Warszawie jest jakiś wyjątkowy na tle innych?

- To jest techniczny tor. Inaczej trudno byłoby go wpisać na te 270 metrów z kawałkiem. Są na nim porywające wyścigi, jednak wiele będzie zależało od temperatury i wilgotności powietrza. Na moje oko i fachowców, którzy widzieli ten tor jak chociażby były żużlowiec, a dziś dyrektor GP – Walijczyk Phil Morris, nawierzchnia została przygotowana znakomicie. Ten proces nadzorowali: trener kadry narodowej Marek Cieślak oraz wicemistrz świata z finału na Stadionie Śląskim w 1979 roku - Zenon Plech. Tor lustrował też prezes ekstraligi Wojciech Stępniewski. Czy ten stadion przerasta magią inne obiekty? Ten stadion jest za młody, aby miał jakąś tradycję, nić historyczną. Legendą jest Wembley w Londynie czy Ullevi w Goeteborgu. Ten ostatni obiekt poprzez finał światowy w 1974 roku wkroczył do panteonu sław, tak jak u nas Stadion Śląski w Chorzowie. Nie przesadzałbym z wyjątkową urodą sportową PGE Narodowego, bo to zależy od wielu czynników. Może zdarzyć się tak, że będą to kosmiczne zawody. W ubiegłym roku najważniejsze było to, aby zmyć hańbę z sezonu 2015 i mało eleganckie pożegnanie Tomasza Golloba. To się znakomicie udało. Tamte zawody zostały bardzo wysoko ocenione przez władze FIM. Myślę, że kibicom też się podobały. Mam nadzieję, że tegoroczne, trzecie podejście zaowocuje kapitalnym speedwayem. W Cardiff bywało tak, że nie działo się nic, a innym razem oglądaliśmy świetne wyścigi i nikomu nie zamykały się oczy. Ole Olsen jest dużej klasy fachowcem od budowania torów czasowych. Najbardziej boski tor jaki ułożyła firma Olsena (Speedsport) to Etihad Stadium w Melbourne w 2015 roku. Pierwsza edycja GP Australii była wyjątkowa w wymiarze sportowym. Greg Hancock, czterokrotny indywidualny mistrz świata, porównał ówczesny tor do Odsal Stadium w Bradford, na którym jeździło się jak na welodromie. 9 sierpnia 1997 roku Brian Andersen odpierał na Odsal Stadium szalone ataki Marka Lorama i Billy’ego Hamilla. Podzielam opinię Grega: najlepsze ściganie na torze czasowym to Melbourne’2015. Natomiast PGE Narodowy jest fajny pod tym względem, że przyjmie 50 tysięcy ludzi. To obiekt przestronny i ładny wizualnie, ale jeszcze nie można go uznać za arenę, na którą wchodzisz i masz ciarki na rączkach. Może nasze dzieci doświadczą tam czegoś magicznego? Atmosfera jest super. Kibic nie szczędzi gardeł i trąbek.

Masz swojego faworyta sobotniego turnieju? Uważasz kogoś za pewniaka do triumfu?

- Już przed sezonem mówiłem, że „czarnym koniem” będzie indywidualny mistrz Polski’2016 – Patryk Dudek. Pierwsza runda w Krsko pokazała, że to prawda. On rok temu, po części poprzez śmierć dziadka, pojechał świetnie na PGE Narodowym, ale wówczas jeszcze nie był stałym uczestnikiem cyklu GP. Patryka nie usztywnia żadna presja i jest w najbardziej korzystnej sytuacji. „Duzers” zdobył wszystko oprócz medalu w Grand Prix. Myślę, że trudniej będzie jechać innym Polakom. Na Bartoszu Zmarzliku ciąży ogromna presja. On bardzo dobrze pojechał na warszawskim torze w 2015 roku. Liga pokazuje, że świetnie radzi sobie Maciej Janowski. Piotr Pawlicki przed rokiem zaliczył „dzwona” w Warszawie, ale myślę, że w tym roku poradzi sobie dużo lepiej. Oni wszyscy muszą coś udowodnić, natomiast Patryk nie. Jak mu nie wyjdą zawody w Warszawie, to nie będzie dramatu i rozdzierania szat. W 2000 roku Mark Loram nie wygrał żadnych zawodów, a zdobył tytuł mistrza świata. Z kolei Greg Hancock pokazuje, że technika, dbałość o organizm, do tego poukładany dom, stanowią klucz do sukcesu. Myślę, że Patryk pojedzie bez obciążeń. Z zawodników zagranicznych? Uważam, że piekielnie trudny do zatrzymania będą: Jason Doyle i Tai Woffinden.

Polscy kibice pomogą?

- Wiadomo, że fani czekają na Mazurek Dąbrowskiego. Pamiętamy to nieszczęsne, pierwsze GP w Warszawie, kiedy triumfował Matej Zagar. Wiadomo, że sukces sportowy jest ważny. Natomiast najważniejszy jest wydźwięk marketingowy. Trzeba pokazać, że są świetne pokazy laserowe, publika. To, że jesteśmy żużlową potęgą, mamy czterech stałych uczestników cyklu, o tym wiedzą szanujący się kibice speedwaya. Jasne, pięknie by było jakby zwyciężył reprezentant naszego kraju. Jednak świat się nie kończy na jednej rundzie. Dlatego jeżeli nie będzie triumfu naszego człowieka to nie róbmy z tego powodu dramatu. Za dwa tygodnie kolejne zawody, tym razem w Daugavpils.

Będziesz spikerem w Warszawie. Masz jakieś życzenia muzyczne?

- Z głośników chętnie usłyszałbym Led Zeppelin. Kawałek „Black Dog” albo „Immigrant Song”, tudzież „Kashmir”. Do tego na przykład dobry numer Pink Floyd „Good bye blue sky” albo „Hey you”. Myślę, że widz warszawski ma inną perspektywę spojrzenia na żużel i chciałby posłuchać muzyki rockowej, której często można posłuchać w Daugavpils. Nie wierzę w to, że Polacy chcą słuchać tandetnej muzyki. Przypomnę ostatni jednodniowy finał indywidualnych mistrzostw świata, który odbył się w Vojens w 1994 roku. Baraż, w którym spotkali się mający po 12 punktów: Tony Rickardsson, Hans Nielsen i Craig Boyce. Cóż wtedy grał miejscowy DJ! Jaką muzykę! Black Sabbath, Deep Purple, Metallica. Prawdziwa klasyka, kosmos! Tamten gość odwalił coś takiego, że powinien dostać nagrodę Nobla i Pulitzera. Do dzisiaj mam w uszach brzmienie tamtej muzyki. Moi kumple, którzy byli wtedy ze mną na tamtych zawodach, zakochali się w żużlu poprzez muzykę. Podano im przystawkę do głównego dania. Wiadomo, że najważniejszy jest sport, ale bez odpowiedniej oprawy… Disco polo pasuje do żużla jak pięść do nosa. Mam takie życzenie: Jimmy Page jako gitarzysta, Robert Plant jako wokal, perkusja to John Bonham, gitara basowa John Paul Jones. Do tego dobre ściganie. Wtedy, o 22.30 każdy wyjdzie ze stadionu szczęśliwy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Tomasz Lorek: "Patryk Dudek może sprawić sporą niespodziankę" - Gazeta Lubuska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24